Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


12 listopada 2010

Multiśmietnik

Sens życia według Marka Kondrata i Wiktora Zborowskiego z filmu "CK Dezerterzy":

Haber (Wiktor Zborowski): Bo widzisz, życie jest jak wielki, żelazny most.
Kania (Marek Kondrat): Dlaczego?
Haber: Nie wiem!

Hej, jak miło nie spędzić dnia bezczynnie. Pograłem dzisiaj w pingponga z braćmi Mateusza i nawet udało mi się wyciągnąć Marka z domu (w najbliższej stacji astronomicznej odnotowano wyraźny spadek natężenia pola grawitacyjnego w okolicach Rakowieckiej: przewidywane możliwe trzymetrowe skoki okolicznej ludności. Obwarujcie balkony przeciw złodziejom!). Wreszcie przypomniałem sobie, za który koniec trzyma się rakietkę, a którym celuje we wroga. Nie sądzę, żeby kolejna okazja nadarzyła się szybko, dlatego ten wypad był dla mnie tak cenny, mimo że trochę padało, pod stołami chlupotało błotko i było zimno. Chciałbym w podobny sposób umieć dostrzec jasną stronę wszystkiego, co widzę - na przykład tego, co ostatnio dzieje się z naszym osiedlowym śmietnikiem.

Mniej więcej dwa tygodnie temu ktoś wpadł na dość twórczy pomysł podłożenia ognia pod kontenery na naszym podwórku - prawdopodobnie w akcie protestu przeciwko usunięciu krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. Albo i nie. W każdym razie od tej pory mamy w altance śmietnikowej tylko trzy ocalałe pojemniki, które zawsze są pełne; reszta odpadków leży na kupce w altance. I tak powstał pierwszy śmietnik. I ujrzeli ludzie, że śmietnik jest niedobry. Hm, tak, więc pewnie trzeba było coś zrobić z tym problemem...

Dobudowano nam wcześniej drugą altankę i zamknięto ją na klucz - od tej pory ta miała być tylko dla mieszkańców budynków 32 i 29, i szlus. (Ja mieszkam pod 33, a jest jeszcze 31). Rzecz jasna, skończyło się to tym, że mieszkańcy wspomnianych budynków, którym przy wyrzucaniu śmieci nie chciało się zabrać klucza do altanki lub go zapominali, radośnie wywalali, co mieli, do naszego śmietnika. I tak powstał drugi śmietnik. I ujrzeli ludzie, że drugi śmietnik jest niedobry. Hm, tak, więc pewnie to nie było rozwiązanie problemu...

No cóż, nasza administracja nie poddała się i założono drzwi z zamkiem również w "naszym" śmietniku (tym oryginalnie podpalonym) - ten z kolei jest teraz tylko dla mieszkańców budynków 31 i 33. Skutek jest taki, że ci, którzy zapominają klucza lub nie chce im się go szukać, zostawiają ukradkiem wieczorem śmieci przed altankami. Nie trzeba dodawać, że wygląda to i pachnie nie do końca inspirująco. I tak powstał trzeci śmietnik. I ujrzeli ludzie, że trzeci śmietnik jest niedobry. Hm, tak, więc pewnie problem w tym, że trzeba by zmienić ludzi...

Ale ludzi nie da się zmienić. Cała ta afera z kluczami i "moim" i "twoim" śmietnikiem prowadzi mnie do pewnej refleksji. Nawet, jeśli pominąć to, co mówi moja wiara, to człowiek chyba rzeczywiście nie jest zwykłym zwierzęciem. Zwierzęta, owszem, leją się między sobą, ale z reguły tylko o panienki, a gdy zakładają społeczności czy inne stada, trzymają się solidarnie razem i pomagają sobie w myśl zasady "w jedności siła". Logiczne, prawda? Z kolei ludzie, nie wiedzieć czemu, niekiedy z całych sił szkodzą sobie nawzajem w myśl zasady "co mu nakopię, to moje". Zostałem dziś wieczorem niemile opieprzony przez faceta, który zapewne pół dnia filował prewencyjnie na altankę, sprawdzając, czy ktoś nie zostawia śmieci na zewnątrz. Może i bym przyznał, że to pożyteczne społecznie (sam w kółko chodzę gasić światło na klatce schodowej), gdyby nie to, że nie zdążyłem nawet wyjąć klucza od altanki i podejść do drzwi, kiedy z któregoś okna usłyszałem agresywne "Proszę pana!". A potem pięciominutowy wykład o tym, że przecież dano mi klucz. Diably nadaly, wiem o tym i miałem go w kieszeni - a pan, zdaje się, chciał raczej wyładować swoje emocje poprzez opieprzenie pierwszej osoby, która zbliży się do śmietnika, niż faktycznie zadbać o porządek na osiedlu? I tak oto dzięki kluczom, które miały zrobić porządek, powstał czwarty, najgorszy śmietnik. A Matejkowski patrzy i patrzy i widzi i myśli, że ten śmietnik jest o wiele bardziej niedobry od wszystkich poprzednich, bo ten śmietnik jest w ludzkich duszach.

Podobną rzecz daje się zauważyć w tym, co się dzieje w kraju. Nie ma już partii politycznej, która byłaby "dobra", a reszta "zła" - jesteśmy między młotem a kowadłem, między urokiem a sraczką, między deszczem a rynną i nie wiadomo, gdzie bardziej leje na łeb; teraz pozostaje już tylko mniejsze i większe zło. Uwagi Komorowskiego o tym, że PiS nie chce się jednoczyć jak niegdyś Dmowski i Piłsudski. Odpowiedź-foch PiS-u, że rzekomo "zabroniono" im uczestniczenia w obchodach Dnia Niepodległości. Nie wiem, jak było naprawdę, ale PiS-owi na pewno nikt niczego nie "zabronił", bo już by o tym trąbili na wszystkie strony, a Komorowski mógłby choć raz - nie licząc czasu kampanii wyborczej - nie siać niezgody, zwłaszcza w dniu zgody. I do tego jeszcze ta cholerna Młodzież Wszechpolska i ci drudzy, którzy biją się z nimi.

Wydaje mi się, że z wszystkim tym jest trochę tak, jak z tym śmietnikiem. Ludzie, mówiąc coś, czasem mówią właściwie o sobie, wykrzykują swoje problemy czy żądania, i wszystko to jest jednym wielkim "JA". Facet, który mnie dzisiaj zjechał, teoretycznie dbał o porządek na osiedlu, ale w sumie chyba rozładowywał napięcie, krzycząc na innych. Komorowski złożył kwiaty przy Grobie Nieznanego Żołnierza, ale w swojej mowie nie omieszkał wytknąć PiS-owi tego i tamtego. Nawet abp Leszek Sławoj, wygłaszając swoją homilię, stwierdził: "Jak można żywić szacunek dla państwa, skoro język politycznego dyskursu zastąpiony został językiem szyderstwa?" - a to już jest retoryczny argument w nadmuchanej ostatnio niepotrzebnie sprawie, czy Polska jest państwem świeckim, czy katolickim. Wszyscy chcą ukroić sobie kawałek ciasta, wyglądając przy tym, jakby kroili dla innych. Czasem ludzie są jak pokemony, które znają i krzyczą tylko własne imię.

Eye, I choose you!


Przykro mi trochę, że dzisiejsza notka wyszła taka. Za dużo polityki, za mało fazy. Nie uważam, że to koniecznie musiało zostać wypowiedziane, że mój głos jest szczególnie mądry, że ta notka musiała zaistnieć w takim kształcie dla większego ogólnego dobra. Nie, nie, ja też jestem pokemonem, który wykrzykuje siebie, a tą notką wyraziłem jedynie poczucie przykrości i wstydu, które mnie ogarnęło po wszystkim, czego dzisiaj doświadczyłem i co usłyszałem. I wcale nie myślę zmieniać jej teraz na bardziej fazową, mimo że już spojrzałem na całokształt i wiem, że może on spowodować zniknięcie uśmiechu z czyjejś twarzy. Czyli jestem egocentryczny, zgadza się? Ale mam nadzieję, że od spotkanego dziś Strażnika Śmietnika pozytywnie różni mnie to, że przynajmniej jestem świadomy swojego egocentryzmu.

A to z kolei przypomina mi sokratejską świadomość swojej niewiedzy. Piątka, Sokros. Teraz ja też "wiem, że nic nie wiem". Wiem już na przykład, że życie jest jak wielki, żelazny most, ale dlaczego?

Nie wiem.

1 komentarz:

  1. Cześć. Stary dobry Matejkowski jak zawsze w formie. Keep up the good work.
    Pozdrowienia,
    Bartek

    OdpowiedzUsuń