Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


29 listopada 2010

Pełen weekend

Podczas tego weekendu miałem całą gamę odczuć, począwszy od pełnego zadowolenia na imprezie u mojego znajomego, na której byli praktycznie wszyscy ludzie ze starej paczki, których lubię, a kończąc na melancholii, która jak zwykle ogarnęła mnie po zabawie. Było nawet, zaznaczyć trzeba, kompletne wkurzenie, kiedy do mojej piwnicy z warsztatem zaczęły dobijać się moje dwie najukochańsze sąsiadki, twierdząc, że jestem podpalaczem i odchodząc dopiero, gdy zobaczyły, że ja to ja. I też nie bez dodatkowych komentarzy. Z odczuć fizycznych dają się zauważyć niewielkie zakwasy, które mam po tej samej imprezie. Głównie grałem w pingponga, a że przy tym nie piję, to zakwasy mam.

Jedyne, czego w ten weekend nie miałem pod dostatkiem, to sen. Z czwartku na piątek spałem wprawdzie dwanaście godzin, ale z piątku na sobotę nie położyłem się do piątej, wyszukując dobry grafomański fanfik "Władcy Pierścieni", zaś z soboty na niedzielę nie spałem do trzeciej, bo zebranie się grupą do wyjścia z imprezy u Ignaczaka trwało mniej więcej dwie godziny. A potem jeszcze wstałem o wpół do ósmej, bo byłem umówiony z braćmi Mateusza. Jak będę miał odrobinę szczęścia, to dzisiaj pójdę spać dzisiaj.

Nadeszło pierwsze oko! Jak miło. Zostało zrobione przez Lenę z wydziału, wprawdzie nie bez pomocy kilku iście budzikowych "drzemek" z mojej strony ("Lena M. (21:35): kopnij mnie w dupę i każ to zrobić."), ale niewątpliwie warto było poczekać i pomędzić jej trochę. Rysunek pod względem techniki jest zapewne nie aż tak skomplikowany i do tego czarno-biały, natomiast można w nim doszukać się różnych metafor. Oto ono:

To oko przywodzi mi na myśl teorię samolubnych genów, która twierdzi, że jedyne, co w nas się liczy, to materiał genetyczny, który chce być przekazywany dalej. Oko składa się wyłącznie z helisy z genami oraz samej gałki ocznej, nie ma nawet podstawy - etycznej, kulturowej czy jakiej tam chcecie. Istotne jest też, że jest czarno-białe - faktycznie, jeśli ktoś wierzy w teorię samolubnych genów, to nie ma dla niego w życiu kolorów, bo wszystko w gruncie rzeczy sprowadza się do jednego. Wiem, że Lena zapewne nie miała tego na myśli, rysując to, ale ten fragment mnie, który jest humanem, twierdzi, że obraz jest malowany po części przez obserwatora, podobnie jak książka pisana przez czytelnika.


Podobno Kuba Neyman też będzie jutro gotowy ze swoim okiem. To może być ostatnie, jakie otrzymam, jeśli nie dostanę w końcu żadnego od Anetki. Skoro o niej mowa, udało mi się dziś z nią porozmawiać na gadzie w języku Szekspira - co uważam za czyjś osobisty sukces: jej, mój albo Skwary, w każdym razie w końcu przestała się przejmować tym, że angielski nie jest jej rodzimym językiem. Tylko tak dalej, tamże, takoż, no, iwogle, ojacif. Mogę śmiało powiedzieć, że było to jedno z najważniejszych wydarzeń tych dwóch dni - a tym razem jest z czego wybierać kandydatów na takowe. To był po prostu pełen weekend.




PS. Prawie udało mi się dokończyć notkę z rysunkiem przed północą. Jestem z siebie dumny... Prawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz