Jedyne, czego w ten weekend nie miałem pod dostatkiem, to sen. Z czwartku na piątek spałem wprawdzie dwanaście godzin, ale z piątku na sobotę nie położyłem się do piątej, wyszukując dobry grafomański fanfik "Władcy Pierścieni", zaś z soboty na niedzielę nie spałem do trzeciej, bo zebranie się grupą do wyjścia z imprezy u Ignaczaka trwało mniej więcej dwie godziny. A potem jeszcze wstałem o wpół do ósmej, bo byłem umówiony z braćmi Mateusza. Jak będę miał odrobinę szczęścia, to dzisiaj pójdę spać dzisiaj.
Nadeszło pierwsze oko! Jak miło. Zostało zrobione przez Lenę z wydziału, wprawdzie nie bez pomocy kilku iście budzikowych "drzemek" z mojej strony ("Lena M. (21:35): kopnij mnie w dupę i każ to zrobić."), ale niewątpliwie warto było poczekać i pomędzić jej trochę. Rysunek pod względem techniki jest zapewne nie aż tak skomplikowany i do tego czarno-biały, natomiast można w nim doszukać się różnych metafor. Oto ono:

Podobno Kuba Neyman też będzie jutro gotowy ze swoim okiem. To może być ostatnie, jakie otrzymam, jeśli nie dostanę w końcu żadnego od Anetki. Skoro o niej mowa, udało mi się dziś z nią porozmawiać na gadzie w języku Szekspira - co uważam za czyjś osobisty sukces: jej, mój albo Skwary, w każdym razie w końcu przestała się przejmować tym, że angielski nie jest jej rodzimym językiem. Tylko tak dalej, tamże, takoż, no, iwogle, ojacif. Mogę śmiało powiedzieć, że było to jedno z najważniejszych wydarzeń tych dwóch dni - a tym razem jest z czego wybierać kandydatów na takowe. To był po prostu pełen weekend.

PS. Prawie udało mi się dokończyć notkę z rysunkiem przed północą. Jestem z siebie dumny... Prawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz