Muszę iść do fryzjera. Moja głowa wygląda jak rozkręcona końcówka miliardżyłowej liny pokrętkowej. Niestety, wyrosłem już ze strzyżenia włosów na jeża, przez co są zawsze trochę dłuższe i nie mija wiele czasu, zanim znów muszę je przyciąć. I dwie dychy w plecy - a przecież część dałoby się odzyskać: tymi włosami można wypychać poduszki albo, no nie wiem, skręcać z nich liny. To byłby zapewne kolejny poziom szaleństwa, zaraz po sznurku ze sznurków od herbaty.
Skoro mowa o szaleństwie, wróciłem w końcu do Instytutu Anglistyki. Wreszcie odrobina przebywania z dobrymi znajomymi, z którymi można porozmawiać o dowolnego rodzaju pupie dowolnego rodzaju Maryni albo nawet opowiadać sobie dowcipy. Mówię "wróciłem", ponieważ ostatnio zajęć praktycznie nie miewam (patrz poprzednia notka), a dzisiaj, dla odmiany, jedne nie zostały odwołane. Było wprawdzie blisko, bo pani doktor się nie pojawiła, ale na szczęście przyszedł ktoś inny, powiedział nam, co mamy robić, i nie było to "No dobra, to państwo może idźcie do domu". Miło, że się o nas troszczą, nie? Ja też nie mam nic przeciwko rozwijaniu się zamiast siedzenia na zadku, co stanowi ostatnio większość treści mojego życia, czy, powiedzmy sobie, istnienia.
Naprawdę powinienem wyjść trochę z domu i posocjalizować się. Tylko z kim? Wszyscy moi fajni znajomi są na kierunkach, które nie oferują studentowi trzydziestu pięciu godzin wolnego czasu na dobę. Siedzenie w domu i rozwiązywanie zadań, robienie tłumaczeń, picie herbaty, rysowanie ok i pisanie notek z życia, w którym nic się nie dzieje, nie może trwać wiecznie. Nie może nawet trwać dostatecznie długo, żeby ten projekt dziennika był w jakimkolwiek stopniu poważny, nawet, jeśli ogólnie wcale nie jest aż tak poważny. Nie mam już nawet węzłów, których bym się uczył; moja ściana twierdzi, że znam 85 węzłów, a jeszcze nie wszystkie tam powiesiłem. To i tak prawdopodobnie o jakieś 75 za dużo, bo ostatecznie, jak to mówią, nie liczy się ilość, tylko jakość, i zamiast tego pewnie powinienem usprawnić umiejętność wiązania już znanych.
Patrząc natomiast przez tę połowę szklanki, która ma większy współczynnik załamania promieni świetlnych, opowiem coś pozytywnego, co dało mnie samemu ujemny współczynnik załamania. Zauważyłem dzisiaj na skrzyżowaniu, jak pewna kobieta podchodzi do przycisku żądania światła, już prawie wyciąga rękę, żeby go nacisnąć, po czym cofa ją, widząc, że zapaliły się czerwone diody. Panią w niebieskich rajstopach, która nie wyłączyła mózgu, wychodząc na miasto, pozdrawiam! Małe rzeczy, a cieszą - zupełnie jak Anetka, no nie, Skwara?
Jutro nieszczęsna odwołana składnia, a jedyne zajęcia mam dopiero o 17:45. Niech żyją studia dzienne! Jeśli znów cały dzień przesiedzę w domu, za karę przytrzasnę sobie wirtualne łapki internetowym piekarnikiem, jak to określiła kiedyś Anetka. Może nawet odkopię rower i pojadę zgubić się na Woli czy Żoliborzu? Żeby patrzeć i patrzeć i widzieć i myśleć, trzeba mieć na co patrzeć i patrzeć. Jeśli się to widzi, jest dobrze, no i można pomyśleć. Jeśli nie ma o czym myśleć, mózg się wyłącza, a to jest coś, do czego nie należy doprowadzać, bo może sflaczeć i wylecieć uszami. I gdzie wtedy będziemy go trzymali?
One more point here and I leave you alone. The other day someone suggested that I write some stuff in English, all the while being somewhat silent about what exactly it should be. That didn't really help. I won't write whole posts in English because I'm not going to abandon my native language altogether. Writing part of the posts in this language and part in the other, or dividing each individual post between the two languages, pretty much falls under the definition of 'pointless', and won't cut the mustard (which is why I did it here, for you to see it makes no sense.) And don't even think of trying to talk me into writing fiction; not going there. So having heard 'Hey, why don't you write something in English', I just chant a long 'Yees?', pitch seriously rising towards the end of the vowel. If you can, be more specific and give me an idea (and perhaps leave a comment once in a while so that I know I'm not sending all of this into inexistent ether. Obvious as it may sound, I don't exactly write this for myself.) I will comply the best I can, but I need something to comply to. Do you copy? Do you copy?
Matejkowski out.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz