Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


11 listopada 2010

Politechnika na prezydenta!

Zgodnie z przewidywaniami i wbrew postanowieniom, przez cały dzień nie zrobiłem niczego konkretnego - miałem nawet pojechać do OBI po nowe sznurki, ale nic z tego, tego też nie chciało mi się zrobić. Może to i lepiej - to byłby jeden z niewielu przypadków, w których lenistwo faktycznie mi służy: dzięki temu nie wydałem pieniędzy, które są mi potrzebne na wyjazd na Sylwestra. Cóż, zamiast tego wydałem je na pizzę, kiedy spotkałem się dzisiaj ze Skwarą i z Anetką. To spotkanie potwierdziło moje poprzednie przypuszczenia, że powinienem się posocjalizować. Faktycznie, to pomaga. A skoro Mahomet nie chciał przyjść do góry, to w końcu góra pofatygowała się do Mahometa - dzięki, góro, high five (or should I say 'tall'?) - i od razu poczułem się trochę lepiej po całym dniu bezproduktywności.

Oprócz tego miałem dziś zajęcia pt. "retoryka praktyczna". Nazwa brzmi, jakby miała mnie przestraszyć, ale tak naprawdę polega to tylko na tym, że dostajemy do łapki kawałek angielskiej gazety, w której jest artykuł na jakiś temat. Tenże mamy przeczytać, patrzeć i patrzeć i widzieć i myśleć, a potem przedstawić to w zjadliwej formie reszcie grupy, która z kolei ma za zadanie podjąć dyskusję. Zwykle kończy to na góra trzech wypowiedziach i przechodzimy do następnego artykułu - na przykład ja zawsze dostaję jakieś nudy, o których nikt nic nie chce mówić. W gruncie rzeczy to proste zajęcia, które prawie nie wymagają przygotowania, za to nazwa sugeruje, że są bardzo trudne. Przypomina mi to sytuację z przełomu 2009 i 2010 roku, kiedy to wzięto kawałek egzaminu gimnazjalnego z części matematyczno-przyrodniczej, wsadzono go do koperty z napisem "Obowiązkowa matura z matematyki na poziomie podstawowym" i wysłano do liceów. Diably nadaly być na humanie: na Politechnice nikt nie wyjaśnia ludziom, co to są liczby naturalne i całkowite, jednocześnie szumnie nazywając zajęcia "analizą matematyczną". Politechnika na prezydenta!



 Coś dla bystrych oczu, zupełnie nie jak moje - kliknij, coby powiększyć (w nowym oknie lub karcie).

Na tej właśnie straszliwej retoryce praktycznej czytamy i gadamy, a wszystko to jest zbyt proste dla starego Matejkowskiego. Jestem w stanie żartować na tematy, na które mamy rozmawiać, podczas gdy większość reszty grupy dalej nazywa króla "kink" (I seriously hope we'll never be ruled by a kink...) i widzi koniecznie potrzebę wstawienia czasu przeszłego zarówno do czasownika pomocniczego, jak i rzeczywistego orzeczenia (did I just offended my practical rhetorics group?). Rzecz jasna, nie wszyscy - mój znajomy Darek też wymiata na swoje tematy - ale ogólnie czy to przez późną porę nikt nie umie, czy przez format zajęć nikomu się nie chce, w każdym razie są to raczej zajęcia z "dukania praktycznego". Zdaje się, że nawet prowadząca zauważyła, że niczego nowego się tam nie nauczę i stwierdziła, że "you can take it easy with the attendance", co zapewne miało znaczyć "może pan w sumie nie przychodzić na zajęcia, tylko proszę pojawić się na ostatnich i wstawię panu do indeksu piątkę". Cóż, to bardzo fajnie z jej strony, ale i tak będę tam chodził, bo można od niej nauczyć się ciekawych i przydatnych słówek i zwrotów. Dzisiaj na przykład poznałem "juggle one's life" - oznacza to spełnianie wielu ról społecznych naraz, na przykład godzenie roli matki i pracownicy, albo, powiedzmy, jednoczesne bycie humanem i dawanie korków z matematyki.

Zbliżają się też wybory na prezydenta Warszawy i inne takie głupotki samorządowe. Uwaga, teraz Matejkowski podniesie kwestię polityczną, co się często nie zdarza, więc zadki w kubeł! Jedynym słusznym wyborem jest kandydat z ramienia PiS-u, Czesław Bielecki. Dlaczego? A dlatego, iż oprócz faktu, że nie jest zbyt czerwony, jest magistrem jednej Politechniki (Krakowskiej) oraz doktorem architektury i urbanistyki drugiej (Warszawskiej). Jeśli do niańczenia dzieci najchętniej zatrudnilibyście kogoś po pedagogice, a do tłumaczenia książki - kogoś po filologii lub lingwistyce stosowanej, to kogo "zatrudnilibyście" do opiekowania się miastem?

Politechnika na prezydenta!


PS. Nadchodzi długi weekend. Miejmy nadzieję, że spędzimy go produktywnie, inspirująco lub fazowo, albo wszystko naraz. Może nawet pogoda będzie dość dobra, żeby wyjść na pingponga z braćmi Mateusza? Wszystkie korepetycje diabli wzięli, bo ludzie są w domu, więc obym jakoś poradził sobie z nadmiarem humanowatości.

PPS. Anetko - przegrałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz