Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


13 listopada 2010

Imadło-kowadło i bóle-sróle

Ach, cierpliwość. Cecha, której tak bardzo pożądamy, a którą niewielu może się poszczycić. Kiedy wreszcie będę cierpliwy? Kiedy? Kiedy, do cholery, chcę TERAZ!

Cierpliwość nie dopisała mi, kiedy przez ostatnie kilka dni przy poruszaniu dość poważnie bolało mnie ramię. Z początku podejrzewałem nim nie wiadomo co, włącznie z zagnieżdżonym Obcym albo nadajnikiem naprowadzającym Predatora. Prawie że panikowałem, pół dnia myślałem, czy zostanie mi tak na stałe, drugie pół - kto jest moim lekarzem pierwszego kontaktu (co za różnica, skoro i tak teraz trzeba się do nich zapisywać? Następny przystanek - płatne skierowanie), trzecie pół wściekałem się i boleśnie machałem ręką jak wiatrak (i, jak w przypadku Don Kichota, nic z tego nie wychodziło), a czwarte pół zastanawiałem się, ile połówek ma całość. Cierpliwość pierwsza klasa, nie? Potem okazało się, że to tylko naderwany mięsień, którego prawdopodobnie nie będę mógł nadużywać jeszcze przez jakiś czas, ale chyba będę żył. I już prawie nie boli. A mogłem sobie oszczędzić mnóstwo bólu i stresu, gdybym przyjął to, co Szef mi dał, jako kawałek Jego planu, którego mogę nie rozumieć. Trochę jak USOS, który przy przydzielaniu grup zajęciowych zupełnie nie rozumie planów, które mu się wrzuca jako pożądane. Tyle że USOS nie widzi w tym głębszego sensu: on po prostu robi to, do czego został stworzony - Utrudnia Spokojne Odbycie Studiów.

Ogólnie wygląda na to, że ostatnio ciągle coś mnie boli - ostatnio to była lewa ręka na zgięciu, teraz lewe ramię (konkretnie bark); patrzę i patrzę i widzę i myślę, że jeśli będę dalej podążał w tę stronę, to wkrótce złamany obojczyk osłabi mój obojczyk, po czym skręcę sobie twarz. No cóż, jak to mówi stare rumuńskie przysłowie: "Jeśli boli cię ręka, walnij się imadłem w kolano - zapomnisz".

Imadło pojawiło się w rumuńskim przysłowiu nie bez powodu. Przekonałem się już dawno, że bezinteresowność się opłaca - pierwszy raz, gdy nieodpłatnie-dodatkowo robiłem z Adrianem (bratem Anetki) jakieś zadanie z jego pracy domowej, po czym podszedł do mnie jego kumpel i poprosił o korepetycje. Dziś ta iście oksymoroniczna maksyma sprawdziła się po raz kolejny, kiedy z tatą wyhaczyliśmy w Biedronce piękne, duże ślusarskie imadło z kowadełkiem, obrotowe, o rozstawie szczęk 100 mm, za - uwaga - 50 złotych. Dla porównania: takie rzeczy w normalnych czy internetowych sklepach kosztują od dwustu do trzystu złotych. W dodatku to był ostatni egzemplarz w koszu! Od razu mi się przypomniało, jak w którejś z notek wychwalałem reklamy Biedronki za ich wartość artystyczną. O, tak, bezinteresowność mojego osądu się opłaciła, choć na dłuższą metę i nie bezpośrednio. Pozdrowienia dla pani sprzedawczyni, która wybałuszyła oczy ze zdziwienia, kiedy taśmociąg przy jej kasie ledwo zdołał dowlec do niej moje dzisiejsze zakupy! Nie trzeba chyba dodawać, że rzecz kupiłem - diabli wprawdzie wiedzą, do czego mi takie monstrualne imadliszcze, które zajmuje pół mojej piwnicy przeznaczonej na warsztat, ale za tak dobrą cenę kupiłbym nawet takie o rozstawie szczęk 20 kilometrów. To chyba taka nasza męska wersja kobiecego łażenia po sklepach z ciuchami: jeśli chodzi o mnie, mógłbym spędzić w OBI pół dnia. Dlatego nawet jestem w stanie zrozumieć kobiety pod tym względem. Są zupełnie jak my, tyle że kupują ubrania, a nie imadła, bo w szafie mieści się więcej ubrań niż imadeł.

Niech cię uściskam, ależ piękne imadło kupiłeś!

Wydaje mi się też, że ten dziennik zakłóca mi nieco normalny rytm dobowy. Jak dotąd notka zawsze powstaje po północy, a niekiedy o bardzo nieciekawej godzinie - jak na przykład dzisiaj - przez co następnego dnia wstaję późno i mam kilka godzin z dnia zmarnowane na odsypianie późnego pójścia do łóżka. No, ale cóż: pracę maturalną pisałem w nocy, artykuły do "Batoraka" - naszej szkolnej gazetki, tj. gazetki z mojego liceum, do którego formalnie już nie chodzę - także kosztem paru watów z żarówki w lampce, Morfeuszowi kradłem też czas na wszystkie moje ciekawsze wypracowania i opowiadania. Tak już mam, że muza nawiedza mnie w nocy, zwłaszcza, jeśli mam dobrą podstawę neurochemiczną. Inna rzecz, że z reguły najwięcej czasu zajmuje mi sklejanie obrazków do notek - rysowanie ok i wstawianie ich do tych różnych zdjęć jest czasochłonne, bo nie jestem jeszcze idealnie oblatany z moim kotogłowym programem graficznym. Well, bring out the gimp.

W porządku, wystarczy siedzenia po nocy i psucia sobie jutrzejszych zajęć z braćmi Mateusza. Catchy-phrase-in-witty-context-to-show-off na dziś: "to burn midnight oil". Burning midnight oil is fun, but only if you can afford getting up at noon the following day. And I MEAN the following day. (Zwrot oznacza "wypalać prąd", czyli pracować, uczyć się czy czytać w nocy).


PS. Mała (Agnieszka Olechowska) uświadomiła mnie dzisiaj, że w neuronach wcale nie magazynują się żadne zdolności umysłowe: neurony to tylko przekaźniki impulsów elektrycznych. Wiedziałem to wcześniej... niby. W końcu jednak powtarzane tysiąc razy kłamstwo stałoby się prawdą (diably nadaly cytować Goebbelsa o czwartej nad ranem!) i zacząłbym prawdopodobnie myśleć nieprawidłowo. Supermała na ratunek we właściwej chwili! Nie zmienia to faktu, że nadal zamierzam przypisywać wszelkie pozytywne aktywności umysłowe neuronkom, ale dobrze, że już wiemy, że prawda jest inna - a to tylko taki skrót neuronkowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz