Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


27 września 2011

Pęd ku edukacji

Stary dowcip odpowiadający na pytanie, czym różni się student od kury, twierdzi, że kura musi znosić tylko jajka, a student musi znosić wszystko. Rejestracja, USOS i kaprysy dziekanatu naszego wydziału, który ni stąd, ni zowąd, przyładował połowie naszego roku warunki z WF-u (remont siedziby Instytutu nie jest wszak tanią imprezą) to jest coś, co staram się znosić bez nadmiernego narzekania, choć kiedy mam z tym do czynienia, nie jestem osobą najbardziej odpowiednią do towarzystwa. Ale czasem to już przesada i te jajka robią się prostopadłościenne.

Przez cały wrzesień praktycznie siedziałem na czterech literach i nic nie robiłem, a korepetycje miałem tylko raz na jakiś czas, może dwa razy w tygodniu, z czego raz w sobotę. Natomiast teraz, kiedy zbliża się październik, ja mam ogarniać plan, a potem według niego chodzić na zajęcia, kiedy zamierzałem wyjechać w góry - obawiam się, że z tego ostatniego nic nie wyjdzie - i może przy tym chciałbym spotkać się z moim tatą, okazuje się, że sześć osób chce mieć ze mną matematykę, z czego jedna jakieś dwa - trzy razy w tygodniu. Pęd ku edukacji jest zapewne słuszny, zwłaszcza w klasach, w których występują jakieś ważne testy końcowe, ale dlaczego prawie nikt nie słuchał, albo nie słyszał, kiedy powtarzałem, że mam wolny cały wrzesień i że wtedy należy mnie wykorzystywać?

Istnieją ludzie bardziej zajęci ode mnie - właściwie to zastanawiam się czasem, czy w ogóle istnieją ludzie MNIEJ zajęci ode mnie. Agnieszka zwana Małą, która od jutra, czy raczej od dzisiaj, biega już na laboratoria, wejściówki, powtórzenia i ma ode mnie niepomiernie większe prawo czuć się jak chomik w kółku, jest miła, spokojna i wśród całego swojego zapracowania znajduje czas na uśmiech. Pod tym względem jest dla mnie wzorem, którego chyba w życiu nie doścignę, ale to już temat na zupełnie inną notkę. Dlatego też nie staram się tu wbić w konwencję "och-jaki-jestem-zarobiony", bo wcale nie jestem. Trochę mi tylko przykro, że w całym tym pędzie czasem nie bierze się pod uwagę tego, że ta osoba po drugiej stronie biurka naszego dziecka w każdej dobie posiada także tylko dwadzieścia cztery godziny.



PS. We wtorek wielka kumulacja, 50 milionów do wygrania w totka. No, powiedzmy, czterdzieści pięć po odliczeniu podatku. Z tej okazji tata kupił mi nawet kupon z trzema kombinacjami na "chybił-trafił", więc patrzę na tę moją szansę mniej więcej jak 3 do (49*48*47*46*45*44):720, czyli jakieś 1 do 4 000 000 i tak myślę sobie, że jak trafię szóstkę i będę już taki nieziemsko bogaty, to nikomu nie podam ręki na ulicy. Patrzę na tę moją szansę jeden do czterech milionów i jestem spokojny, że nie wydarzy się nic podobnego.

1 komentarz:

  1. tak mnie zagiąłeś, że już 5 raz piszę ten komentarz i ciągle nie mogę się wysłowić :p
    Dziękuję za taką gloryfikację. Byłoby nietaktem nie przyjąć takiego komplementu, więc dziekuję.
    Ale jednocześnie wiesz, że nie zawsze życie jest łatwe i nie zawsze udaje się uśmiechać. I od tego są te czekoladki marcepanowe :D
    A w czasie sesji, to możesz mną zdefiniować dokładne przeciwieństwo spokoju i opanowania. No ale to tylko 2 (hehe no 3 :p) razy w roku :D
    A ja mam dla Ciebie szacun, że tak szybko sobie radzisz ze swoimi uczelnianymi sprawami, które innym na pewno zajmują więcej czasu, i efektywnie organizujesz czas wolny(który przez to, że jesteś bardzo elastyczny, daje złudne poczucie, że masz go więcej).
    Mała

    OdpowiedzUsuń