Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


8 września 2011

Żal za zieloną Ukrainą

Niby nie jestem jeszcze taki stary, prawda... Ale jednak już żal mi tego, że dziecięce lata mi minęły. Obejrzałem dzisiaj jeszcze raz "Ogniem i mieczem" w reżyserii Jerzego Hoffmana, film, który pamiętam z telewizji z czasów, kiedy pokój w naszym domu wciąż był jedną całością, a ja miałem po prostu swój "kącik" wydzielony za pomocą mebli. Pamiętacie ten film? Przez cały czas przewija się w nim muzyczny temat "Na zielonej Ukrainie", w różnym tempie i tonacji, zaś na końcu, gdy lecą napisy, jest wprost zagrana instrumentalna wersja tego utworu. Tę piosenkę śpiewaliśmy zawsze na koloniach w Sulejowie nad Pilicą. Niektórzy już wiedzą, że na koloniach w Sulejowie byłem trzynaście razy - niekiedy po dwa turnusy na wakacje. Dzisiaj, kiedy znów usłyszałem tę melodię, przypominał mi się po kolei każdy zakątek ośrodka, codzienne dyskoteki (obowiązkowe!), na których zawsze siedziałem i grałem w szachy lub w karty z kumplami, bo nie cierpiałem tańczyć, cowieczorne apele z odliczaniem grup, no i ogniska pożegnalne z "Zieloną Ukrainą".

Zmierzam do tego, że obecne moje życie na studiach, z korepetycjami, znajomymi, lataniem po mieście i niekiedy nawet faktycznym uczeniem się czegoś, jest fajne, ale szczęśliwy jest człowiek, który potrafi nie czuć się uwikłany w codzienne sprawy i naprawdę być wolnym duszą. Nie chodzi mi o to, żeby naprawdę nie zajmować się bieżącymi problemami, bo to jest konieczne, ale strasznie mi żal, że nie umiem już mieć natury wolnej jak dziecko. Dziecko zawsze jest sobą - nie krępują go względy fałszywie pojętej przyzwoitości, wymagania społeczne położone na nim są niewielkie, nie musi wybijać się o głowę z tłumu, martwić się o utrzymanie się w pozycji w grupie, bo tam każdy jest szczery jak ono. Dziecko ma życie przepełnione wyobraźnią, która we mnie umiera po kawałku każdego dnia spędzonego nad wiecznie tymi samymi czynnościami. Człowiek ewoluuje psychicznie od wieku dziecięcego do dorosłego, ale kiedy powracają do mnie wspomnienia, widzę, że ta zmiana jest zmianą na gorsze i mam nadzieję, że nie nieodwracalną. Bo w przeciwieństwie do tego, co myślą dzieciaki, kiedy znów muszą wrócić do domu na ósmą, od dorastania i zmądrzenia człowiek wcale nie robi się bardziej wolny i szczęśliwy.

Chciałbym kiedyś powrócić na moją zieloną Ukrainę, słynną ze swoich szerokich stepów, na które mógłbym wyjść wolny i odetchnąć powietrzem szczerości. Na razie oddaliłem się od niej i idę dalej, ale Ziemia jest podobno kulista, dlatego być może przy odrobinie szczęścia, jeśli przejdę dostatecznie daleko, w końcu trafię z powrotem. Wiele rzeczy może nas uwikłać i uwięzić, ale nie ma niczego gorszego niż bycie uwięzionym wewnątrz samego siebie. Zwłaszcza w momentach takich, jak ten, kiedy coś przypomni nam, jak kiedyś byliśmy naprawdę sobą i jakie to było piękne. Przy podobnych okazjach, gdzieś we mnie, na takiego współczesnego uśmiechniętego Matejkowskiego patrzy niegdysiejszy wcale nie uśmiechnięty - bo kto mu każe? - Łukaszek i dziwi się wielce, jacy niemądrzy są dorośli, skoro zamykają się w pięknie pomalowanych, stworzonych przez samych siebie sarkofagach, w których jest tak mało miejsca i powietrza.

Jeśli ktoś niczego nie zrozumie z tej notki, nie powinien się przejmować. Nigdy nie byłem utalentowany w kierunkach artystycznych, dlatego też nie nauczyłem się opisywać jasnymi słowami swoich refleksji innych niż takie podążające konkretną, ostrą logiką. Trochę ironiczne jest przy tym, że greckie logos, oprócz "rozum", znaczy jeszcze "słowo". A ja jestem podobno na filologii, czyli powinienem "miłować słowo". Łukaszku, Łukaszku, patrz, patrz okrągłymi oczami, dokąd zawędrował twój Matejkowski. Na pewno nie na stepy zielonej Ukrainy. Patrz, Łukaszku, i zostań tam, gdzie jesteś.

1 komentarz: