Do pisania zazwyczaj skłaniają nas silne emocje, czasem związane z jakimiś wydarzeniami albo osobami. Mnie do napisania tej notki skłoniła nieopisana frustracja pewną modą tak głupią i bezczelną, że aż brak mi słów (choć, jak okaże się dalej, słów na ten temat napisałem całkiem sporo). Chodzi mi o to nieszczęsne "oj tam, oj tam", które ostatnio jest straszliwie nadużywane oraz wykorzystywane nie w tych kontekstach, co trzeba.
Zwrot ten pochodzi z kilku paskudnych dowcipów o seksie albo o pedofilii i już sam ten fakt zniechęca mnie do jego używania. Jeśli jednak odłożyć genezę na bok, albo jeśli się o niej nie wie, to jest to zwrot użyteczny, ale tylko w rozmowach nie na serio. Wymiana zdań prowadzona z przymrużeniem oka, zwłaszcza surrealistycznie nacechowana, może zakończyć się żartobliwym "oj tam, oj tam", które - podobnie jak w oryginalnym kontekście - potrafi trafnie i zabawnie podkreślić jej charakter, niestety, z reguły jednocześnie kończąc wątek. O ile nie nadużywa się więc tego ucinacza dialogów, to można bez obaw być modnym w tym kierunku.
Tym, czego nienawidzę, jest mówienie "oj tam, oj tam" w rozmowie, która jest prowadzona na serio. Oznacza wtedy albo to, że rozmówca po prostu nie wie, co powiedzieć i zapycha ciszę tymi czterema sylabami - coś w stylu sławetnych "hmm" i "aha" w przypadku komunikatorów internetowych - albo że jest już znudzony rozmową i w ten nader delikatny sposób ucina temat. Bardzo skutecznie zresztą. W pierwszym przypadku, gdy służy jako odpowiedź przy braku odpowiedzi, cóż... Teoretycznie można wymagać, żeby ludzie mieli jakąś podstawową umiejętność prowadzenia rozmowy i potrafili wypełniać ciszę czymś innym niż pozbawionymi znaczenia, mało inteligentnymi wyrażeniami, ale w końcu mówimy o rozmowie pomiędzy kumplami, więc, o ile są w stanie coś takiego przetrzymać (ja, na przykład, nie jestem), to - jak to mawia profesor Rubach - "pies to drapał", niech rozmawiają, jak chcą. Gorzej, jeśli "oj tam, oj tam" jest sposobem zakończenia tematu, bo wtedy jest gorsze niż pospolite "spieprzaj" - jest tak samo niegrzeczne, a przy tym nie można za nie dać w mordę, bo formalnie nikt nikogo nie obraża. Jeśli ktoś o czymś mówi, to w większości przypadków jest to dla niego ważne lub interesujące; przerwanie mu wtedy takim chamskim, lekceważącym "oj tam, oj tam" jest jak dla mnie równoznaczne z policzkiem słownym.
Zwrot ten nie ma merytorycznego sensu i jest chyba dobrym symbolem nowoczesnego świata, dla którego surrealizm i abstrakcja są bardzo śmiesznym i produktywnym sposobem prowadzenia rozmowy. I nie jest tak, żebym ja sam, gadając z ludźmi, trzymał się zawsze twardo ziemi - w końcu też jestem częścią nowoczesnego świata, w którym z braku tematów do rozmowy czasem rozmawia się zupełnie bez tematu - ale "oj tam, oj tam" nie cierpię za to, że niejednokrotnie przekracza absolutnie nieprzekraczalną granicę pomiędzy gadaniem "o niczym" a faktyczną wymianą poglądów.

no to, rzekłabym, średnia rewelacja. ja zaliczyłam wszystkie egzaminy na szacowne 3,5 (za niechlubnym wyjątkiem biochemii na 4). Gratulacje, panie Kujon.
OdpowiedzUsuń~Ania
Re: oj tam, prawda to. To akceptowalny powszechnie sposób olania drugiej osoby w rozmowie twarzą w twarz. :|
OdpowiedzUsuńBtw, oczywiście jesteś świadom, że gdyby twój blog był popularniejszy i bardziej komentowany, minimum połowa komentarzy pod tym postem byłaby przewidywalna. :P
OdpowiedzUsuń