Panie, ile mnie tu nie było. Można by stwierdzić, że skoro nie piszę, znaczy nie patrzę i nie widzę i nie myślę. To drugie nawet się zgadza, ale głównie z powodu okularów, które coraz mniej odpowiadają mojej obecnej wadzie wzroku, której to pierwsza pochodna ma zdecydowanie dodatnie wartości. Znaczy się ślepnę coraz bardziej.
Istnieją też dobre wiadomości. Niemiecki ostatnio miewam tak często, że aż nie nadążam z nieuczeniem się tych wszystkich nowości nie tak do końca dla mnie nowych. Właśnie napisałem test końcowy i spodziewam się, że go zaliczę. Z filozofii dostałem 4+, co mnie zaskoczyło - to znaczy wiedziałem, że ani nie będzie piątki, ani nie zawalę, ale spodziewałem się raczej czegoś w granicach od 3+ do 4. Miła niespodzianka. Zdrowie mi dopisuje, tylko nie potrafię już pić herbaty z czterech torebek na litr wody - ale może to i lepiej, dzięki temu oszczędzę kilka torebek.
Ludzie, nie mieszajmy pojęć. W matematyce to szczególnie ważne, ale poza nią także. Pojęcia usprawiedliwienia i wyjaśnienia, na przykład, to dwie dość odmienne rzeczy. Jeślibyście kiedyś mieli ze mną korepetycje z matmy (Anetka, na przykład, może pominąć kilka następnych zdań), dowiedzielibyście się, że nie ma co w ich trakcie mówić "Nie wiem", bo odpowiedzią będzie zawsze "Nie ma - nie wiem" i dalsze drążenie tematu. To taki skrót myślowy: nie chodzi o to, że jestem jakimś tam natywistą twierdzącym, że człowiek wszystko już wie i musi tylko sobie przypomnieć, nie uważam też, że ludzie powinni wszystko łapać od razu i nie ma "nie wiem". Chodzi mi o to, że "nie wiem" jest jedynie wyjaśnieniem tego, że nie umiemy czegoś rozwiązać czy dostrzec pewnego związku, natomiast w dużej liczbie przypadków zdarza się, że osoba wypowiadająca to stwierdzenie traktuje to też jako usprawiedliwienie i zwolnienie od wszelkiego dążenia do wiedzenia. Krótko mówiąc - nie wiem, bo nie wiem, więc mi powiedz i zrób to za mnie. A takiego, dziadu leniwy! Ja jestem od podawania podstawy teoretycznej, jeśli zaś są dalsze problemy - a to się przecież zdarza, wszak nie jestem cudownym pedagogiem - mogę co najwyżej dawać mniej lub bardziej nakierowujące podpowiedzi. Jeśli okaże się, że jestem już zmuszony podać komuś prawidłową odpowiedź, to uznaję to za osobistą pedagogiczną porażkę. A nie zdarza się to zbyt często.
Każdy ma w końcu neuronki i wcześniej czy później jest w stanie zrozumieć każde powiązanie występujące w prostej bądź co bądź matematyce do poziomu liceum włącznie. Nie rozumiałem do niedawna indukcji matematycznej i wobec tego nie zajmowałem się nią, ale w końcu stwierdziłem, że dość tego. I myślę, że teraz mógłbym nawet jej uczyć. Tak, bracia Mateusza, to o was między innymi ta notka - w zadaniach z Kangura można jak najbardziej "nie wiedzieć", ale nie można "nie wiedzieć, zatem nie robić".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz