
Zastanawiam się, czemu to jest wykres funkcji ciągłej, biorąc pod uwagę, że przedstawia liczbę wyświetleń. Nie sądzę, żeby przez czas pomiędzy, na przykład, 16 a 18 listopada liczba wyświetleń przeszła od pięciu do zera inaczej niż po liczbach naturalnych. (To mi przypomina, jak ostatnio ktoś poprosił mnie, żebym podał mu liczbę od 1 do 10 - i kiedy powiedziałem "pierwiastek z 43", stwierdził, że jestem beznadziejny. Ale przecież nie powiedział, że to nie może być liczba niewymierna.). No, ale jestem w stanie zrozumieć, że taki wykres jest bardziej czytelny niż jakieś kropki i za pomocą nachylenia linii lepiej pokazuje zmiany popularności strony w różnych przedziałach czasu. To ja bym jeszcze zaszalał i walnął obok wykres pierwszej pochodnej - ona jeszcze lepiej pokazuje zmiany monotoniczności. Ale to by już był chyba... punkt przegięcia. (Dziesięć punktów dla ludzi, którzy zrozumieli ten żart, a osiem dla tych, którzy teraz idą sprawdzić, co to jest punkt przegięcia).
Ale właściwie to nie chodziło mi o to, żeby pastwić się nad sensownością tego wykresu. Podczas gdy sam nie wchodziłem na mojego bloga już od dobrych paru miesięcy, ta linia, jeśli wyobrazić ją sobie jako elektrokardiogram, wcale nie prognozuje rychłej wizyty w kostnicy. Zdaje się, że albo hakierzy używają węszących botów gończych do tropienia ważnych informacji ze świata na tym blogu (to się chyba chłopaki zawiedli), albo ktoś rzeczywiście jeszcze tu wchodzi w płonnej nadziei, że znajdzie coś nowego. Być może wasze nadzieje właśnie się spełniły, choć ta dzisiejsza notka właściwie nie jest o mnie, tylko głównie o elektronicznej świadomości na tym blogu. To niby też ja, ale i nie ja - rozumiecie. Mam nadzieję, bo ja chyba nie do końca. Evil twin theory.
Jestem w tej chwili artystycznie nastawiony, bo do tej pory na puzzlach ułożyłem już niewyobrażalną liczbę mniej lub bardziej przerażających landszaftów. Mógłbym zamiast tych straszliwych widoczków układać, no nie wiem, Ferrari, konie albo śpiące niemowlaki (to ostatnie wydaje się dość perwersyjne, ale Trefl najwyraźniej robi zestawy również dla bardzo cierpliwych fetyszystów), jednak w tym wszystkim nie ma aż tyle dobrej zabawy, ile jest przy naturze i budynkach. Tu człowiek nawet się uwrażliwia na różnice pomiędzy odcieniami, a koń - czy żywy, czy mechaniczny - jaki jest, każdy widzi, koniec i kropka. Ale to już wszystko było. Teraz układam coś zupełnie innego: "Stworzenie Adama" Michała Anioła. To taka miła odmiana po wszystkich widoczkach na kolejny górski zamek w Niemczech z połaciami lasu i obligatoryjnym jeziorkiem. Można trochę poobcować z wyższą sztuką, a poza tym ta układanka - przynajmniej raz - przyda się do czegoś innego niż zapychanie mi piwnicy wielkimi płytami wiórowymi.
Biorąc pod uwagę moje artystyczne nastawienie i ogólną aktywność prawej komórki mózgowej (wbrew obiegowej opinii, mam jedną z prawej, choć jest bardzo malutka), zamierzam wkrótce zmienić obrazek tytułowy i może nawet tło. Jeśli nie przestanę izolować się od świata i ludzi, nie spodziewam się jakiejś ogromnej liczby notek, bo i też nie będę miał o czym pisać, ale uczucie, które towarzyszy mi przy pisaniu, jest zdecydowanie warte odrobiny wysiłku socjalizacyjnego.

PS. Moje ostatnie spostrzeżenie na temat języka polskiego i równouprawnienia... Młodzi Bocheńscy, kiedy rozwiązuję z nimi konkursy, mówią w kółko, że "w klasie jest dwadzieścia sześć uczniów". Już samo "dwudziestu sześciu uczniów" budzi niepokój wiecznie czujnych sufrażystek - bo o ile możemy sobie walczyć o psycholożkę i ministrę w liczbie pojedynczej, to w polskim liczba mnoga nieuchronnie ocieka testosteronem i dzieli świat na dwie kategorie - mężczyzn i przedmioty. Dlatego jeśli chcemy stwierdzić, że może nie była to jedna z tych męskich szkół początków XX wieku, to należy powiedzieć "dwadzieścioro sześcioro uczniów". Ale to w ogóle nie jest ten poziom błędu; nie chodzi już o jakieś tam parytety - stwierdzenie "dwadzieścia sześć uczniów" to równanie tychże uczniów z kilogramami kartofli w piwnicy. Dziewczyny - wolałybyście zostać nazwane facetem czy ziemniakiem? Bo nie jestem pewien, co jest dla was większą zniewagą, a tak przynajmniej będę wiedział, co mówić młodym...
Mein Gott! Ich glaube nicht das seine Augen! (jeżeli ktoś zna niemiecki to może mnie poprawić, bo wiem że google translator jest idiotą, a w związku z tym facetem/ziemniakiem ^^) MI
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
OdpowiedzUsuń[tzn. z myślą przewodnią, tłumaczenie chyba lekko kuleje ;)]
A ja tylko chciałbym zauważyć - He's BACK!
OdpowiedzUsuń