Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


25 stycznia 2012

"Obłędne cykle Omnikręćka"

(Kliknij obrazek, coby powiększyć w nowym oknie lub zakładce).


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Wśród z każdą chwilą bardziej nieskończonej przestrzeni międzyplanetarnej, -gwiezdnej, -galaktycznej oraz -wymiarowej, wielki kosmiczny pies Jamni'or powoli biegnie przez szeroko pojęty i jeszcze szerzej rozepchnięty Omnikręciek. Biegnie wolno oczywiście jak na warunki ludzkiej percepcji prędkości kosmicznych; dla porównania, zawsze, kiedy stoicie przed wielką górą, zwłaszcza z nartami przypiętymi do nóg i alternatywą w postaci pójścia na piwo do drewnianej knajpy pod wyciągiem, stok wydaje się wam prawie pionowy i dopiero na górze orientujecie się, że patrzycie na niebieską trasę.

Tak więc Jamni'or powoli, ale po sprowadzeniu wszystkiego do wartości bezwzględnych, bardzo szybko, biegnie przez Omnikręciek, który w innym, bliższym nam wymiarze, zwałby się Universum. Na jego grzbiecie pokrytym nieokreślonego koloru sierścią, i tak nieprzywoicie upaćkaną po wielokrotnym przejściu Jamni'ora przez największą ciemną mgławicę, Torbę Torfu, stoją cztery wazony tak stare, że greckie urny niekiedy miewają przy nich nietypową dla urn, a nieprzyzwoitą w ogóle ochotę, by zatańczyć radośnie zorbę. Z wnętrza tych czterech wazonów wyrastają strzeliście cztery ogromne oka na łodygach przypominających helisy i tylko sam Jamni'or wie, dlaczego te helisy przez wieki nie podlegają ogólnemu prawu sprężystości i nie rozkręcają się. Na... okach... tychże czterech ok spoczywa gigantyczny garnek, zaś w nim - w błogim przekonaniu, iż ten cud ekwilibrystyczny będzie trwał cały czas - gnieździ się spokojnie niebiesko-zielona planeta.

Nie jest ona, wbrew przekonaniu większości jej mieszkańców, idealnie kulista: spłaszczenie, którego w Universum dokonałby obrót wokół jej osi, tutaj powodowane jest przez fakt, że niebiesko-zielona planeta składa się w trzech czwartych z wody, która zgodnie ze swą naturą przybiera kształt zajmowanego przez siebie naczynia. Oczywiście woda oprócz tego, że znajduje się w wielkim garnku znajduje się także w bardzo mało konkretnie określonym szkielecie planety i jedynie dlatego cały ten układ nie stał się jeszcze psem roznoszącym w wielkim rondlu wodę po całym Omnikręćku, a pozostaje ciałem niebieskim umieszczonym na ciele pieskim przy udziale kilku niepytanych o zdanie pośredników.

Wokół garnka krąży księżyc - taki, jakich na pęczki mają wszystkie szanujące się planety Universum, a nawet nieco gorszy, jak że o ile większość księżyców Universum posiada własne atmosfery, a niektóre nawet prawdopodobnie księżyce swoich własnych księżyców, o tyle satelita niebiesko-zielonej planety jest po prostu kawałkiem skały nadgryzionym zębem czasu, jak również mniej metaforycznym zębem szczęki Jamni'ora.

Tutaj dochodzimy bowiem do przyczyny omnidynksu, czyli wszechrzeczy. Otóż Jamni'or jest już bardzo starym psem - jest w zasadzie tak stary, że gdyby przełożyć jego wiek na lata ludzkie w proporcji siedem do jednego, to i tak nie wystarczyłoby przedrostków greckich na zapisanie tego rzędu wielkości. Będąc tak starym, najchętniej położyłby się teraz obok jakiejś supernowej i ogrzał się w jej cieple zamiast wiecznie gnać przez dość zimne przestworza Omnikręćka - na pewno zrobiłby to, gdyby nie księżyc niebiesko-zielonej planety, który od zawsze był jego ulubioną piłką.

U zarania dziejów Omnikręćka, gdy oka wyrastające z wazonów były jeszcze bardzo niskie, Jamni'orowi udało się kilkakrotnie chwycić zębami księżyc, co tłumaczy obecność kraterów na jego powierzchni. Jednak po tym wydarzeniu księżyc bardzo wyraźnie zasugerował okom, by przyspieszyły wzrost - co dowodzi, że nawet kawał skały, odpowiednio zmotywowany, potrafi dopiąć swego. Zgodnie z życzeniem satelity, oka urosły wyżej; gdyby nie to, nie wiadomo, jakie mogłyby być skutki zatrzymania się Jamni'ora z księżycem w pysku. Goniąc w kółko za piłką znajdującą się na antypodach łap, gdzie żaden pies nie potrafi dosięgnąć, Jamni'or zatacza wielkie elipsy wokół swojej ulubionej gwiazdy, co daje mieszkańcom niebiesko-zielonej planety jaką-taką nadzieję na zachowanie status quo, czy raczej dynamus quo.

Mieszkańcom, którzy w tej chwili nie są świadomi tego wszystkiego, gdyż pochłania ich w zdecydowanej większości inny całkowicie przewidywalny astronomicznie, a jednak zawsze zaskakujący okres, zwany zimową sesją egzaminacyjną. Nikt do końca nie rozumie natury sesji, wiadomo jedynie, że jest to coś w rodzaju dwóch bardzo chudych miesięcy po kilku miesiącach tłustych, a w każdym razie bogatych w różne rzeczy, w których tłuszcz i tak by się rozpuścił. Niektórzy niebieskozielonianie w błędnym przekonaniu, że porównania potrafią oswoić i załagodzić sytuację, przyrównują sesję do zimy, o której wiadomo, że nastąpi, a która jednak zawsze zaskakuje drogowców - co akurat jest zestawieniem wybitnie nieadekwatnym, gdyż zima potrafi czasami nie przybyć na czas, jeśli akurat wielki Jamni'or z jakiegoś powodu poczuje potrzebę podrapania się w ucho i opóźni cykl obiegu wokół swojej ulubionej gwiazdy, ale sesja, niezależnie od tego, przychodzi z punktualnością stawiającą ją na równi ze śmiercią i podatkami, tyle że chronologicznie przed nimi. I zaiste tylko zamiłowanie niebieskozielonian do miesięcy tłustych powoduje, że jest ona dla nich okresem tak nieprzyjemnie zaskakującym.

I w ten oto sposób cały Omnikręciek jest złożonym układem mniejszych i większych obłędnych cykli, poczynając od astronomicznego jamnika biegającego wciąż za swoim nieuchwytnym księżycem, a kończąc na malutkich niebieskozielonianach czyniących w kółko to samo i wciąż na nowo dziwiących się nadejściu tego całkowicie stałego okresu w całym obiegu wielkiego kosmicznego psa Jamni'ora, na którego grzbiecie stoją cztery dzbany z okami podtrzymującymi garnek zawierający ich nieco spłaszczoną, niebiesko-zieloną planetę.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


PS. Oczywiście, że wzorowałem się na Pratchetcie, zarówno w koncepcji, która nie jest taka zła, jak i w stylu, któremu jeszcze trochę brakuje. Nie mam praw autorskich do niczego oprócz obu własnych szarych komórek oraz rysunku - a i też nie całego, bo gwiaździste tło jest publicznie dostępną tapetą, a Słońce, szczerze mówiąc, zerżnąłem ze strony jakiejś szkoły i nie zamierzam się tym martwić.

PPS. NA MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH NOWY ROZDZIAŁ FANFIKA O LILY I JAMESIE, ZAPRASZAM, FAJNIE SIĘ PISZE Z CAPSEM, ale w sumie to głupie i kojarzy się z najbardziej ordynardą etymologią słowa "reklama", więc już zaprzestaję.

3 komentarze: