Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


12 listopada 2011

Parada nierówności

Nie pisałem tu już od miesiąca. I nic. Strona jest trochę nieświeższa, trochę w miejscu tkwiąca, trochę mniej się zmieniająca, lecz widać można żyć bez apdejta. Ale nie wiecznie. Długo nie miałem o czym pisać i dzisiaj wreszcie mam - i to na tyle intensywnie, że piszę bliżej poranka niż północy, a na dziewiątą mam być u braci Mateusza na matematykę. Zobaczymy, czy mi się uda.

Ostrzegam, notka pisana jest pod wpływem silnych wrażeń, przez co jest długa, niewesoła, być może nudna, nie ma w niej mojego zwykłego cierpkiego stylu i może się nie podobać.

Nie pisałem tu już od miesiąca i w międzyczasie pora roku zmieniła się na dobre. Stąd po tymże miesiącu postanowiłem coś zrobić i zmieniłem obrazek tytułowy na bardziej jesienny. Wprawdzie na butelkach Coca-Coli jest już od trzech tygodni Mikołaj (a kto wie, jak długo tkwił tam wcześniej - dopiero trzy tygodnie temu zdarzyło mi się kupić Colę, więc wcześniej nie zwracałem uwagi) i w ogóle iście mamy już zimę i święta - ale ja wybrałem obrazek jesienny. Po pierwsze, to właściwie w kalendarzu mamy jesień, a po drugie, zima w dzisiejszych czasach to wcale nie jest ładna pora roku, bo od jesieni różni się jedynie tym, że piękne, kolorowe liście już pospadały, zostały pozamiatane i pozostaje tylko sza-ra-na-ga-ja-ma asfaltu oraz brudnych resztek śniegu, który w większości topi się, nim zdąży dotknąć ziemi. Nijak się to nie kojarzy z "niewyczerpaną odą do radości" i osobiście nie umiem się tym cieszyć jak Białoszewski w swoim wierszu.

Święto Niepodległości. Korzystając z dobrej pogody i wolnego dnia, pojechałem z tatą na Powązki wojskowe, gdzie nie dałem rady z nim być na Wszystkich Świętych. Dowiedziałem się nieco o członkach mojej rodziny, którzy są tam pochowani, odwiedziliśmy też inne części cmentarza, zostawiając znicz na pomniku z kotwicą, u ks. Skorupki z młodzieżą z 1920r. oraz na tym wielkim marmurze upamiętniającym powstanie styczniowe. A potem przypomniałem sobie o obchodach Halloween w Polsce i odechciało mi się wszystkiego. Nie mam pojęcia, jak w jednym kraju, z jedną kulturą i jedną historią wypisaną krwią poległych za wolność, można mieć tak pełne szacunku i wzniosłe, a innym razem tak niepoważne podejście do śmierci. Może jeszcze zaczniemy stawiać cieszące gęby dynie na grobach nieznanego żołnierza i wyciągać od powstańców '44 cukierki. "Jest we mnie dwóch Mowglich", chciałoby się powtórzyć za Kiplingiem.

Kiedy tylko wróciłem z Powązek, poszedłem z Mateuszem i jego rodziną na Marsz Niepodległości. W pewnym sensie kupiłem kota w worku, bo wydawało mi się, że organizatorzy zrobią tam wspomnienia historii, będziemy śpiewać piosenki powstańcze i wzruszać się; podczas gdy tak naprawdę ten marsz był właściwie jedną, wielką, ociekającą skrajną prawicą zbieraniną. Polityczną agitacją cholernego ONR-u i Młodzieży Wszechpolskiej, ludzi, którzy nie widzą różnicy między skrajnym nacjonalizmem a zdrowym patriotyzmem.

Dla mnie ten marsz składał się praktycznie z trzech chwil: pierwszej - kiedy wszyscy byliśmy na początku zebrani z flagami na Placu Konstytucji i nikt jeszcze nie wrzeszczał, drugiej - gdy doszliśmy do Ronda Jazdy Polskiej i odśpiewaliśmy fragment hymnu narodowego oraz trzeciej - kiedy doszliśmy już na miejsce, pod pomnik Dmowskiego, i tam znowu wykonaliśmy kawałek "Mazurka Dąbrowskiego". Reszta - mimo że podoba mi się hasło "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" - nie miała zbyt wiele wspólnego z marszem, który w swoich założeniach ma świętowanie niepodległości. Był po prostu nagonką na wszystko, co gorsze, tzn. wszystko, co nie podoba się prawej stronie sceny. Punktem kulminacyjnym tej parodii było podpalenie przez kiboli samochodu TVN-24, dokładnie tam, gdzie byłem, przy Placu na Rozdrożu, już po odśpiewaniu Pieśni Legionów Polskich we Włoszech i podziękowaniach ze strony organizatorów - czyli po formalnym zakończeniu marszu. A potem, kiedy kibole zobaczyli policję i włączył im się bezmyślny tryb automatycznej walki, kiedy w stronę oddziałów zaczęły lecieć petardy, race, kamienie i cegły, kiedy policja wielokrotnie żądała od demonstrantów zaprzestania i rozejścia się, kibole wokół mnie darli się "Policyjna prowokacja!".

Najbardziej ironiczne i smutne było to, że podczas gdy jednym ze skandowanych haseł było "Niepodległość nie na sprzedaż", idea ta została w tym pochodzie właśnie parszywie sprzedana na rzecz propagowania politycznej ideologii. Właściwie nie zdałem sobie sprawy z tego, że tak naprawdę to była "parada nierówności", aż znalazłem się w domu i zacząłem wspominać, co się na niej działo, porównując ją z wizytą na Powązkach w towarzystwie taty. I powiem: Mam gdzieś taki marsz niepodległości. Pozostanę przy wyrażaniu swojego patriotyzmu poprzez zdejmowanie czapki przy przechodzeniu obok tablic pamięci na mieście. One opowiadają historię - a nie próbują pisać dalszą jej część jedynym słusznym kolorem atramentu.



PS. A tak właściwie to nawet nie zauważyłem, że 6 listopada minął rok od założenia tego dziennika. Niech mu plus jeden pomyślności nigdy nie zagaśnie, a kto notek nie komentuje, niech go pierun trzaśnie!

23 komentarze:

  1. Trudno się chyba oprzeć wrażeniu, że różne strony [uczestnicy tych zgromadzeń, manifestacji] uległy różnego rodzaju prowokacjom, a efekt był, że tak powiem, dychotomiczny. I chyba tego nie warto już bardziej komentować.
    Ale może z tego wszystkiego będzie coś dobrego - dyskusja o współczesnym patriotyzmie i o tym, w jaki sposób kultywować pamięć o wydarzeniach, które nas kształtowały i kształtują nadal.
    W sensie społecznym, oczywiście. W każdym razie, rozmów nigdy za wiele.

    Pozdrawiam,
    Panna Adrianna


    PS. Z okazji rocznicy życzę Panu, Panie Matejkowski, niesłabnącej weny i wielu komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "(...)jak w jednym kraju, z jedną kulturą i jedną historią wypisaną krwią poległych za wolność, można mieć tak pełne szacunku i wzniosłe, a innym razem tak niepoważne podejście do śmierci."

    Można... czasami wręcz zaleca się by nie brać życia i śmierci zbyt serio. Nie mówię tu o Halloween - dla mnie to tylko zabawa dla dzieci - tylko w ujęciu ogólnym. Jak to śpiewali Pythoni:

    Life's a laugh and death's a joke, it's true.
    You'll see it's all a show,
    Keep 'em laughing as you go.
    Just remember that the last laugh is on you.

    Bartek

    OdpowiedzUsuń
  3. Odwołując się do Monty Pythona, w zasadzie odwołujesz się do kultury krajów anglosaskich - która z powodu historii jest zdecydowanie różna od naszej. To jest dowód przez założenie tezy. Jasne, nie można ciągle brać wszystkiego na serio - mamy też coś takiego, jak czarny humor, ale Halloween, pojedynczy przypadek, o którym mówię, próbuje połączyć ze sobą pamięć o przodkach i jaja ze śmierci, a to w kontekście naszej kultury jest jak próba pogodzenia ognia z wodą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm, dziwne. Ja, przez 80% marszu, czułem jak rośnie mi serce na widok tysięcy ludzi, dla których szecunek dla Polski i jej historii nie jest jakimś dodatkiem, ale ważną częścią życia. Gdyby nie nie grupy bezmózgów, których policja nie mogła skutecznie odizolować, tylko wpychała w pokojowych uczestników marszu, to byłoby zdecydowanie spokojniej i bardziej odpowiednio jak na święto niepodległości. Tak jak tobie, mnie równiż zobrakło jakiejś oprawy muzycznej z pieśniami patriotycznymi. Petardy też nie były konieczne. Zobacz sobie jak w Szczecinie udało się elegancko uczcić ten ważny dzień: http://www.youtube.com/watch?v=YRFgqR70R3s (zwłaszcza od 6:00 minuty). Szkoda, że do Warszawy zjechali bandyci.
    Ja już zmęczyłem się trochę tym wszystkim i nabieram dystansu(inaczej bym nie wytrzymał). Zgadzam się z Tobą Ada - miejmy nadzieję, że będziemy więcej rozmawiali o patriotźmie w życie codziennym. Tak żebyśmy pamiętali o zdejmowaniu czapki w miejscach pamięci i świętowali godnie wolność naszego kraju. Jednocześnie byśmy izolowiali niebezbiecznych dla społeczeństwa osobników.
    Jak odpoczniesz od tematu Łukasz, polecam przeczytanie relacji innego uczestnika warszawskiego marszu: http://cameel.salon24.pl/ (np. niezrozumiałe zatrzymania autokarów wracających z Warszawy).
    Zdecydowanie cieszę się jednak, że dzielisz się swoimi odczuciami, mimo iż nie do końca zgadzam się z tobą. Szacun!

    Zmieniając temat - Sto lat mości Panie Blogu (i Jego Właścicielu)! ;D Nie traćcie zapału i dzielcie się z nami swoimi spostrzeżeniami. No i życzę Wam żebyście zwiększali grupę swoich wiernych czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obawiam się, że słaba postawa policji jest kluczowa.
    Brak reakcji w odpowiednich momentach jest czymś tragicznym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz, Mateuszu - już sama ta "minidyskusja" za pośrednictwem tego bloga to już coś fajnego, bo jak widzę, co do sedna, wszyscy się zgadzają. A dobrze wiedzieć, że ktoś ma podobne poglądy, na których coś można kiedyś zbudować.
    Będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko widzisz, Mateuszu, w tym filmie ze Szczecina nie zauważyłem ani jednego hasła politycznego. Nikt nie wrzeszczał, żeby wieszać komunistów albo obalać rząd kijami baseballowymi. Materiał był w oczywisty sposób zmontowany, więc bardzo możliwe, że coś takiego tam było mówione, ale skoro autor pozostawił z niego tylko fragmenty patriotyczne, to może dlatego, że taki właśnie marsz chciał zapamiętać - wolny od ideologii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Łukaszu, bądź łaskaw odróżniać jednak ideologię od programu politycznego (czy węziej rzecz ujmując, od haseł politycznych). Ideologia to pewien zbiór poglądów różnej natury i trudno żeby np. takie marsze były od ideologii wolne, która przecież je napędza.
    Wykorzystywanie, natomiast, takich zgromadzeń do celów politycznych to zupełnie inna sprawa. Godna raczej potępienia, bo większość osób jednak nie chce w takim momencie uczestniczyć w wiecu politycznym, ale też trudno to wykluczyć (z ideologii wynika doktryna polit., z doktryny - program polityczny).

    OdpowiedzUsuń
  9. Odnośnie wieszania komunistów, pamiętajmy, że nasze społeczeńśtwo przez ponad 40 lat było dręczone, prześladowane, nie mogło w pełni normalnie żyć z powodu komunizmu. System ten ma na swoich rękach krew tysięcy ludzi. Dlatego też uważam, że mamy moralne prawo zdecydowanie deklarować swój sprzeciw przeciwko powracającym praktykom, układom rodem z PRL-u. Oczywiście to wieszanie, to tylko taka mocna przenośnia - w tym momencie jednak raczej uzasadniona.
    Jeśli chodzi o inne hasła, to przeważały takie mało kontrowersyjne. Ja osobiście skupiłem się na wykrzykiwaniu: "Bóg, Honor, Ojczyzna" oraz "Polska Białoczerwoni". Pewnie zauważyłeś, że zawołania ONRu czy podobne nie niosły się prawie w ogóle. Jedynie niepotrzebne były te o Panu Premierze. Tak jak, mówiąc kulturalnie, nie przepdam za nim i jego polityką, tak w tym dniu należało się powstrzymać od krytyki rządzących - mamy się przecież łączyć a nie dzielić. Te dzielące zawołania, wedle mojego odczucia, to był na szczęście jednak mały odsetek. Większość osób skupiła się na pozytywnych hasłach.

    Odnosząc się do ideologii, tak jak Ada, myślę, że ten marsz musiał ją posiadać. To była swojego rodzaju manifestacja wartości, które są ważne dla sporej części społeczeństwa. Pozytywnych wartości.

    Dobra, idę spać, bo inaczej nie dojadę na tą 7.25.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Dlatego też uważam, że mamy moralne prawo zdecydowanie deklarować swój sprzeciw przeciwko powracającym praktykom, układom rodem z PRL-u."

    Wybaczcie, że jestem trochę nie na bieżąco, ale co jest tym powracającym układem/praktyką rodem z PRL-u?

    OdpowiedzUsuń
  11. A, już widzę, w czym kłopot. Ja po prostu inaczej rozumiem ideologię - tak, jak to mam na kursie z ideologii amerykańskiej w tym semestrze. Jeśli przerzucić się na definicję Ady, to się z wami zgodzę. Ideologią jest przesiąknięte dokładnie wszystko, bo inaczej zgłupielibyśmy na widok najprostszej rzeczy, ale polityki do tego nie ma co mieszać. I to mi się właśnie w tym marszu nie podobało, oraz, oczywiście, rozwalanie samochodów.

    OdpowiedzUsuń
  12. O, a jaką masz definicję ideologii na tym przedmiocie? [żeby nie było - brzydzę się nadmiarem teorii i teoretyzowaniem, ale jak widać, jest ona czasem przydatna :)]
    Czyli jest zgoda w jednym punkcie :)

    Co do tych komunistów - mogą się kojarzyć z szeroko pojętą lewicowością, a antymanifa z założenia była lewicowa. Może ktoś, wykrzykując takie hasła, zrobił pewien skrót myślowy?
    Chyba że Mateuszowi bardziej chodziło np. o ingerowanie państwa w życie obywateli czy np. nielojalność w stosunku do nich [przychodzi mi tu na myśl tylko jeden przykład - ten o zmianie wielkości składek zus/ofe].

    Mateuszu, Ty to chyba raczej chodzisz niż jeździsz na uczelnię, nawet na 7:25 ;P

    OdpowiedzUsuń
  13. Ideologia według tego przedmiotu (bardziej moimi słowami) to jest zestaw archetypów i motywów kształtujących system myślenia danej grupy ludzi. To nie jest dokładnie to samo, co poglądy, bo np. poglądem Amerykanów będzie to, że trzeba wyprowadzać się wcześnie z domu, ale to nie należy do ideologii - do niej należy archetyp człowieka, który własną pracą doszedł do wielkiego sukcesu, np. Franklin albo Rockefeller. Mniejsza o to.

    A Mateusz na te zajęcia faktycznie dzisiaj jechał - na rolkach na WF na Banacha przez Pole Mokotowskie.

    OdpowiedzUsuń
  14. To chyba ta definicja ideologii jest trochę za duża, jak dla mnie. Ale niech i tak będzie :)

    To i tak nie miał daleko ;) Czemu macie wf na 7:25?

    OdpowiedzUsuń
  15. Tzn. miało być "za szeroka", a nie "za duża" ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mamy WF-u na 7:25, tylko na ósmą, a na 7:25 (czyli na za kwadrans ósma) to umawiamy się z Mateuszem przy kładce pod Biblioteką Narodową, żeby potem dojechać razem na rolkach na Banacha. Take buti.

    OdpowiedzUsuń
  17. Hmm... To jest specjalnie tak napisane z tymi godzinami, czy Twoje "problemy" z matematyką wracają? ;)
    Zimą będziecie wkładać biegówki? ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Chodzi o to, że ten idiotyczny czas zwykle spieszy się względem Mateusza o 15 minut, więc kiedy umawiamy się na 7:25, to wiadomo, że ma być 7:40. Nie mam żadnego "problemu" z matematyką, a zresztą mogę przestać, kiedy tylko chcę. :D

    Zimą będziemy płakać i wstawać wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  19. No tak... Mateusz po prostu jeszcze się nie zaprzyjaźnił z takim wynalazkiem, jak zegarek ;)

    hahahaha :D

    To już gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wypraszam sobie. Mam wielu przyjaciół wśród towarzystwa zegarów. Czasem nawet rozmawiamy ze sobą.
    Jak sobie jednak pomyślę co będzie niedługo z naszym dojazdem, to już mi się zbiera na płacz. Będziemy musieli Łukaszu jakoś zagiąć ten czas. Nie ma innej opcji.

    OdpowiedzUsuń
  21. Obawiam się, Mateuszu, że będzie jednak okazja do przypomnienia Ci Twoich słów ;P I wtedy raczej nie będzie widać efektów tej "przyjaźni" :)

    Na czym będzie polegać trudność w dojeździe zimą? Bo z rolek zrezygnujecie?

    OdpowiedzUsuń
  22. Brak rolek - brak kółek. Brak kółek - brak jazdy. Brak jazdy - brak prędkości. Brak prędkości - brak czasu. Brak czasu przy wstawaniu na tę samą godzinę - spóźnienie jak stąd do Katowic.

    Samo dotarcie na Banacha jest łatwe, ale dotarcie na czas to zupełnie inna historia...

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozumiem ;)

    OdpowiedzUsuń