Autoreklama



OSTATNIO W "MAJSTERSZTYKACH KROTOFILNYCH"
Czapter nayn-ęd-ferty: "Rzecz o Hitlerze, śmieciach i obrączkowaniu"


9 lutego 2011

Kubuś fatalista

Nie zaliczyłem historii USA. Bardzo dobrze; spróbuje mnie to wreszcie nauczyć, żeby nie odkładać niczego na ostatnią chwilę. Mówię "spróbuje", bo oczywiście nie nauczy - dzisiaj jestem Kubusiem fatalistą i nie wierzę, żeby cokolwiek mniej intensywnego od armagiedonu mogło zmienić moje idiotyczne postępowanie. No i gitara.

Zaczyna mnie irytować instrumentalne podejście ludzi do mnie. Proszę kogoś o coś - o skontaktowanie się w jakiejś sprawie albo o decyzję co do kolejnego dnia na matematykę, czy choćby o telefon z prostym "spóźnię się" - po czym zostaję zignorowany. Albo zapomniany, co na jedno wychodzi. Matejkowski jest dobry, kiedy można go do czegoś użyć? No to, do cholery, zaraz przestanę być taki miły. Jestem dziś wprawdzie Kubusiem fatalistą i nie wierzę, żeby cokolwiek mogło zmienić to podejście do mnie, ale mogę wypowiedzieć wojnę całemu światu z paroma wyjątkami dla samej zasady. No i gitara.

Wkrótce, czyli jutro (właściwie dzisiaj) podejmuję zupełnie nowy typ wyzwania - korepetycje z angielskiego, i to na dłuższy okres. Nie podoba mi się to. Nie czuję się komfortowo z myślą o uczeniu czegoś tak humanistycznego, jak język, w którym nie ma konkretnych problemów do rozważenia. Nie mówię tu o licealnym angielskim składającym się faktycznie z kilku "kwestii", które trzeba wyćwiczyć jak dobra małpa i wtedy da się spokojnie zdać maturę. Ale nauka języka to trening myślenia w danym języku bez tłumaczenia sobie w myśli z ojczystego. Skoro jak do tej pory nie udało mi się nikogo nauczyć prostego myślenia na sposób matematyczny - od wniosku do wniosku - jak mogę choćby próbować uczyć kogokolwiek myślenia w kompletnie innych kategoriach składniowych i innymi słowami? Ale ponieważ jestem dzisiaj Kubusiem fatalistą, stwierdzam, że co ma być, to będzie, a mnie samemu pieniędzy ani doświadczenia od tego nie ubędzie. No i gitara.

Gdyby ktokolwiek to jeszcze czytał, dodam, że wiem, iż Kubuś fatalista tak naprawdę nie był fatalistą. Ja też nie jestem, ale dzisiaj te kilka czynników wspomnianych wyżej doprowadziło mnie do stanu niezgody z szeroko pojętym otoczeniem i potrzebny mi był jakiś punkt oparcia, trzymając się którego mógłbym wypowiedzieć moją wojnę i lać wszystko dookoła. Tym punktem jest przeznaczenie.

Notka wyszła trochę bez ładu i składu i jakaś taka zbyt osobista, bez żadnych większych myśli... Ale zdaje się, że jedyną osobą, która się tym przejmie, jestem ja sam, więc dla odmiany się nie przejmę. Ta notka miała taka być, więc taka jest - jestem Kubusiem fatalistą i mam wszystko i wszystkich gdzieś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz