Serwis hostujący pliki graficzne imageshack.us przestał być darmowy, wskutek czego wszyscy, którzy załadowali tam kiedyś obrazki jako darmowi użytkownicy, stracili te obrazki (całkiem za darmo). Na szczęście zachowałem je wszystkie na dysku w oczekiwaniu na taką chwilę, więc wrzuciłem je na inny serwer i znów tu są.
Koniec ogłoszeń technicznych.
Bezpośrednim skutkiem przywrócenia obrazków było to, że musiałem jeszcze raz przeczytać niektóre wpisy. Im więcej ich zaś czytałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że większość z nich była pseudointelektualnym bełkotem kogoś, kto myśli, że myśli, że ma przemyślenia o wnioskach na temat konkluzyj. Szczerze mówiąc, czytając niektóre z moich wcześniejszych notek, czułem wstyd, że mogłem kiedyś napisać coś tak obrzydliwie pozornie głębokiego. Cieszę się z tego uczucia, bo oznacza ono, że pozbyłem się już jednak większości tej arogancji i zarzuciłem twierdzenie, że mam do przekazania jakieś tak zwane rewelacje. Jestem nędznym dwunożnym ssakiem typu homo sapiens żyjącym na jednej z wielu planet w składającej się ze stu miliardów gwiazd galaktyce, nie rozumiem teorii strun i nie potrafię lub nie chcę zapamiętać proporcji składników do ciasta na pizzę, więc mógłbym się już tak nie wymądrzać. Doceniam siebie w takim stopniu, w jakim potrafię i w jakim według siebie na to zasługuję.
Ostatni rok był chyba najbardziej owocnym w zmiany okresem mojego życia. Zmienił się mój sposób myślenia. Przerwałem studia - to chyba już wszyscy wiedzą - i pracuję teraz w PZU jako konsultant, czy też, jak to lubię określać, "ćwok na słuchawkach". Staram się jednak nie wykonywać tego zajęcia jak ćwok, a rzeczywiście pomóc osobom, które do mnie dzwonią, najlepiej jak potrafię, bez względu na niskie zarobki i zasadniczy brak oczekiwań w tym kierunku ze strony przełożonych. Wszak powiedziane w "Dezyderacie" jest: "Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek byłaby skromna, jest ona bowiem trwałą wartością w zmiennych kolejach losu".
Kiedy jednak patrzę na to, co robię, nie czuję, żeby ten fragment miał jakiś większe znaczenie. Efekty mojej pracy są bardziej efemeryczne niż kwiaty, które więdną zaraz po opuszczeniu kwiaciarni. Mimo to, jak już wspomniałem, zmienił się mój sposób myślenia. Nie wierzę w żaden wielki sens ani jakąkolwiek "trwałą wartość", którą buduje się tak ulotną w skutkach pracą. Jest to bajka wymyślona przez ludzi, którzy próbują oszukać siebie samych i wmówić sobie, że może i ich obecne życie jest marne, ale swą ciężką i nawet uczciwą pracą nabijają sobie gdzieś tam punkty karmy, losu czy ogólnie pojętej i przez nikogo nie egzekwowanej sprawiedliwości społecznej.
Prawdy jednak nie kształtuje to, w co chcielibyśmy wierzyć, a raczej to, co jest, no cóż, prawdziwe. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałbym wierzyć, że mam milion dolarów, nie zmienia to stanu mojego konta. Bardzo chciałbym wierzyć, że powinienem być przyzwoity i solidny w pracy dlatego, że w ten sposób ktoś odwdzięczy mi się tym samym, ale relacje ludzkie to nie jest trzecia zasada dynamiki Newtona: społeczności w szerokim rozumieniu nic takiego nie obchodzi. Prawda jest taka, że nie ma dobrego źródła mojej przyzwoitości. Jest jedynie świadomość tego, że jestem tylko nędznym dwunożnym ssakiem typu homo sapiens żyjącym na jednej z wielu planet w składającej się ze stu miliardów gwiazd galaktyce, że życie umieściło mnie pomiędzy innymi takimi homosami i że ogólnie rzecz biorąc, wiem, czego nie chcieliby, żeby im robiono. Empatia. To wszystko, co jest potrzebne do bycia dobrym, uczciwym i wiernym. Szukanie dodatkowych wyjaśnień, dorabianie teorii punktów, systemu przysług i nagród przyznawanych za dobre uczynki jest dopiero przejawem prawdziwej arogancji: kiedy nie znamy sensownej odpowiedzi na pytanie, czemu staramy się być dobrzy, mamy skłonność do wymyślania odpowiedzi i z braku lepszej przyjmowania jej za prawdziwą. Kiedy nie mamy na coś wytłumaczenia, uczciwą i jedyną dopuszczalną odpowiedzią jest "Nie wiem".
Przestaję więc udawać, że coś wiem. Żyję według zasad, które dyktuje mi empatia, na korepetycjach nie zmuszam nikogo, żeby pokochał matematykę - oczekuję tylko uczciwej pracy w zakresie przewidzianym przez program szkoły (choć i to dostaję bardzo rzadko) - ale staram się mówić z pasją, bo a nuż może ktoś inny też jest wyposażony w empatię i podzieli mój entuzjazm. W końcu to właśnie taki entuzjazm jednej z moich uczennic był powodem, dla którego odkurzyłem dziennik i stworzyłem nowy wpis.
Wpis, za który z góry trochę przepraszam o tyle, że jest prawdopodobnie bardzo chaotyczny; nie będę czytał go przed publikacją. Tworzę go o takiej godzinie, że - biorąc pod uwagę, jak niewiele spałem poprzedniej nocy - już dwoi mi się w oczach ze zmęczenia i nie bardzo widzę, co piszę. Jeśli jednak ceną za podzieloną empatię ma być niewyspanie się dziś kolejny raz, to nie jest ona wcale wysoka. I nieważne, czy będę od teraz pisał regularnie czy znów zarzucę to na rok - przeżyłem dzisiaj chwilę prawdziwego dobra.